środa, 19 grudnia 2012
Przepyszna jaglanka śniadaniowa
Ameryki tu nie odkryję - kasza jak to kasza, smaczna, zdrowa, szybka. A że to jaglanka to można powiedzieć, że najszybsza, najzdrowsza chyba i najbardziej uniwersalna (najsmaczniejsza jak dla mnie gryczana! :) ). Kaszę na śniadania w formie dowolnej - na słodko, słono, curry-owo, z pestkami, z tahiną, z warzywami w środku i na zewnątrz, na mleku sojowym, na soku pomidorowym... - nauczyłam się jeść dzięki wegedzieciakowi. Do dziś jestem niepomiernie wdzięczna pomysłodawczyni akcji "kaszojedzenia", dzięki niej jem zdrowiej i nie wpadam w panikę, kiedy nie mam chleba w domu przez kilka dni (kupny jem rzadko, a nie zawsze jest czas i chęć na pieczenie własnego zakwasowca). Kasza - a nawet z 5 rodzajów kaszy! - jest przecież w szafce zawsze :)
Dzisiejsza jaglanka to:
- 50g suchej kaszy jaglanej,
- 10g otrębów owsianych,
- pół średniej marchewki (druga połowa zjedzona w czasie gotowania kaszy :),
- 4 małe daktyle suszone,
- kilka migdałów,
- duża kostka (10g) czekolady b. gorzkiej (85% kakao),
- wióry kokosowe,
- cynamon
Do gotującej się wody (z dodatkiem resztki mleko sojowego własnej roboty, ale i bez niego się obejdzie) wsypałam jaglankę i startą na grubych oczkach tarki marchewkę. Po ok. 10 minutach dodałam otręby i posiekane daktyle, dolewając jednocześnie trochę gorącej wody. Pogotowałam jeszcze chwilę, żeby wszystko było miękkie i gęste. Przyprawiłam cynamonem, wymieszałam, przełożyłam do miseczki. Na górę poszła pokrojona drobno czekolada, posiekane migdały i kokosowe wióry. To tyle. Przepychota! :)
Jednocześnie stwierdzam, że tak bardzo gorzka czekolada jest dla mnie niejadalna samopas (tzn. jest jadalna, ale bez szczególnej przyjemności..). Za to kiedy rozpływa się delikatnie na porcji gorącej kaszy czy owsianki to prawdziwa wspaniałość! Wtedy już nie razi to, że jest niesłodka, a jedna kostka nadaje charakter całej śniadaniowej porcji :)
Przepis dodaję do jaglanej akcji Quchni wege
Jeszcze parę słów o wczorajszej Wegilii, na którą zapraszałam w ostatnim poście. Okazało się, że goście dopisali nawet bardziej niż się tego spodziewaliśmy :) Było nas naprawdę dużo, atmosfera gorąca, a jedzonko pyszne. Miejsca było trochę mało jak na tylu ucztujących, ale myślę, że wszystkie pozytywne aspekty przysłoniły związane z tym niedogodności! :) Niestety, przejęta pieczeniem pasztetu i produkcją sałatki w ilościach hurtowych zapomniałam wziąć z mieszkania aparatu i nie miałam możliwości uwiecznić kulinarnych wspaniałości na Wegilijnym stole.. Ale zdjęcia były robione i mam nadzieję, że pojawią się wkrótce na stronie wydarzenia.
Jeśli czas i energia pozwolą, jutro będę uczestniczyć w kolejnej Wegilii, tym razem w Katowicach :) Bardzo się na to cieszę, bo w końcu Katowice bliższe mojemu pochodzeniu i sercu (zgodnie z ideą lokalnego patriotyzmu ;), a nie miałam jeszcze okazji poznać tamtejszej braci wegetariańsko-wegańskiej! Trzymam kciuki,żeby jutro się udało!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz