wtorek, 26 lutego 2013

Soczewicowa w indyjskich klimatach i inne dobroci


Nie jestem mistrzynią gotowania zup, ale tej chyba nie da się zepsuć :) Pyszne składniki obronią się same! Znalazłam gdzieś kiedyś przepis na zupę z czerwonej soczewicy z pomidorami i mlekiem kokosowym i przygotowywałam ją kilka razy dokładnie według tej receptury. Dziś już bardziej spontanicznie, bez ścisłego trzymania się przepisu, ale chyba równie smacznie :)

Na 2-3 porcje użyłam:
- 80g czerwonej soczewicy,
- 3 małych, miękkich pomidorów,
- 3 małych ziemniaczków pokrojonych w kostkę,
- pół małego startego selera,
- 1 średniej startej marchewki,
- pół cebuli,
- 2 posiekanych ząbków czosnku,
- nieco koncentratu pomidorowego, mleka kokosowego, soku z cytryny

Cebulę podsmażyłam na oleju, resztę składników wrzucałam do gara jak popadnie, w miarę postępu krojenia i ścierania ;) Na początku wrzuciłam też liść laurowy, a w międzyczasie przyprawiłam garam masala, kuminem, kurkumą, kolendrą, imbirem, pieprzem cayenne, odrobiną soli, suszoną natką pietruszki. Na koniec dodałam kilka łyżek mleka kokosowego i trochę soku z cytryny. Polecam takie połączenie! :)

Dzisiejsze śniadanie: razowa manna (ugotowana wieczorem na syropie z puszki ananasa, rano wyhycnięta z miseczki :), łyżka zmielonego siemienia, mleko koko, domowy dżemor śliwkowy, kiwi, ciasteczka korzenne. Mniam!

Inne śniadanko, bardziej dla mnie standardowe :) Miks jaglanka-gryczana-czerwona soczewica ugotowany z suszoną włoszczyzną, z przyprawami różnistymi, uparowana brukselka z tahini, pomidor

Domowa kromeczka z warzywami, buraczki z chrzanem, surówka, HUMMUS :D

A poniżej zdjęcia jedzonka, jakie przygotowaliśmy (my, czyli dumni aktywiści Vivy! Kraków ;) na niedzielny pokaz w kawiarni Sweet Surrender. Tutaj nieco o nim. Zapraszam na kolejne projekcje!

Jedzenia było więcej, ale nie mniej było zamieszania, więc pstryknęłam tylko 3 zdjęcia - na dodatek w kuchni, zanim wszystko wyszło na salę, gdzie zostało z entuzjazmem skonsumowane przez naszych gości (i przez nas, rzecz jasna :) Był jeszcze wielki, pyszny bigos, pilaw z soczewicą, makowe trufelki.. Same dobroci!

Pralinki w dwóch smakach mojej produkcji :)

Bogaty marchewkowiec koleżanki, a w tle moje fasolowo-warzywne burgery

Świeżutka (przygotowywana na miejscu :) surówka z czosnkowym sosikiem

Muszę powalczyć z moim aparatem, bo wciąż większość zdjęć wychodzi nieostra.. Mimo że robię je przy dobrym oświetleniu, z bliska, a jedzenie bynajmniej nie ucieka ;) Cóż, taki ze mnie fotograf jak z koziej dupy trąba (bez obrazy dla kozy). Ale przynajmniej staram się pozbyć kompleksów i mimo wszystko publikować co nieco, licząc na to, że z czasem dojdę do wprawy :)

niedziela, 24 lutego 2013

Pieczona owsianka po raz pierwszy

Już od jakiegoś czasu trafiałam na różnych blogach na pieczone owsianki i innego typu śniadaniowe wypieki. W końcu dorobiłam się własnego mini-naczynka do zapiekania (jest cudne! :) i oto jest - pieczona owsianka nr 1. Pyszna! Przepis stąd nieco zmodyfikowany.

Wypiek owsiany 1-osobowy:
- pół dużego banana,
- pół jabłka,
- 1 solidna łyżka mleka kokosowego,
- 3 średnio czubate łyżki płatków owsianych (30g),
- 1 łyżka wiórków kokosowych (10g),
- 1 łyżka zarodków pszennych (10g),
- cynamon,
- woda, olej, masło orzechowe (lub inne dodatki)

Banana rozgniotłam widelcem na gładkie puree, dodałam mleko kokosowe i nieco wody. Płatki, zarodki, wióry i cynamon wymieszałam, zalałam to masą bananową i porządnie wymieszałam (trzeba dodać w sumie tyle wody, żeby wszystko się ładnie wymieszało, u mnie niewiele, ok.2-3 łyżki). Do tego pokrojone w drobną kostkę jabłko (bez obierania). Przełożyłam do wysmarowanej olejem foremki i piekłam ok.25 minut w 180 st. Po wyciągnięciu z piekarnika dodałam łyżeczkę domowego masła z orzechów włoskich - to najlepsze, jakie z siostrą do tej pory wyprodukowałyśmy :)

I jeszcze kilka zdjęć z ostatnich pysznych posiłków:

Śniadanie z gatunku bogatych (choć u mnie nic niezwykłego): kasza jaglana z dodatkiem pasty z drożdża i przyprawami, guacamole, uparowany kalafior i brukselki z płatkami drożdżowymi

Całkiem niezły obiad: makaron żytni razowy ze świeżym szpinakiem uduszonym z czerwoną soczewicą i oliwkami (pasowałoby jeszcze coś pomidorowego), nieodłączna surówka :)

Śniadanie z gatunku "zrób wieczorem, rano wyjmij z lodówki": zmiksowane namoczone płatki owsiane z bananem, masłem orzechowym, kakao, przyprawą do piernika, puree z dyni, tofu.. Dobre :)

Sałatka recyklingowa: do pozostałej porcji surówki kapuściano-marchewkowo-rzodkiewkowej dodałam ugotowaną kaszę gryczaną, oliwki i tofu. I powstał całkiem pożywny posiłek.

Nie-do-końca-typowe, ale też pyszne śniadanie: pumpernikiel z pastą z drożdża/ domowym masłem orzechowym i warzywami, a do tego mamine buraczki i kiszona czerwona kapusta. To ostatnie to smaczne (i ponoć szalenie zdrowe) ostatnie odkrycie mamy.



Produkcja tempehu


Właśnie zakończyłam drugą w życiu produkcję tempehu - i na pewno nie ostatnią! :) Rzecz jest bardzo prosta, szalenie cieszy (przynajmniej mnie, jako że uwielbiam wytwarzanie "czegoś z niczego"), a powstały tempeszek jest szalenie zdrowy i przepyszny. Gdyby  nie możliwość własnej produkcji to na pewno nie jadłabym tyle tempehu, bo gotowy jest bardzo drogi. A taki swojski wychodzi całkiem tanio, jedyne potrzebne składniki to ziarna soi (u mnie najtańsze, hurtem kupowane w krakowskiej kooperatywie spożywczej), troszkę octu i specjalne bakterie, które pozwalają czynić takie cuda. Tempeh starter kupiłam tu: http://www.tempehservice.com/?pl_rob-tempeh,21. Tam też można znaleźć dokładną instrukcję, co i jak. Zamroziłam 12 mniejszych i większych paczuszek tempehu, starczą na jakiś czas fantastycznych obiadów, gdzie cała reszta składników zejdzie na dalszy plan.. :) Poniżej kilka zdjęć z produkcji - nie fotografowałam każdego etapu, bo bałam się, że rodzina mnie wyśmieje ;)


Podgotowane, wyłuskane (mniej więcej, na ile starczyło mi cierpliwości :) i namoczone ziarenka soi studzą się pod stałą kontrolą


Ziarna z dodanym starterem rozłożyłam do torebek z dziurkami - tu oczywiście prowizorka, posłużyły mi do tego foliowe teczki, które podziurkowałam igłą. Na szczęście tym razem mogłam wykorzystać te z pierwszej produkcji :)


Powstający tempeh w "inkubatorze" - lekko uchylonym piekarniku z włączonym światełkiem

Po około dobie całość zarosła cudną białą "pleśnią" :D
Ostatni etap - krojenie i rozkładanie tempeszka do osobnych woreczków. Będą pyszne obiadki, oj, będą! :)

wtorek, 19 lutego 2013

Oj tam, oj tam ;)

Prawie od miesiąca nie pisałam nic nowego. Nie żebym o tym nie myślała. Po prostu za dużo się naoglądałam (i naogląduję się wciąż ;) fantastycznych, wycackanych, eleganckich blogów, ze świetnymi zdjęciami i intrygującymi przepisami.. i potem wstyd mi samej coś publikować! Gotuję z reguły na zasadzie "co też mam do wykorzystania w lodówce", a zdjęcia - o ile niepohamowany apetyt pozwoli mi przeznaczyć chwilę na ich zrobienie - są często nieostre, mało kuszące i w ogóle kiepskie. Ale dziś pomyślałam sobie, że nie mogę być zawsze perfekcjonistką, a jeśli nie spróbuję to się nie nauczę. Tak czy siak pewnie niewiele osób tu trafia (głównie ja, żeby sprawdzić, co nowego na ulubionych blogach ;), więc ostatecznie nie mam nic do stracenia. Póki co kilka zdjęć z posiłków ostatnich dni.

Ciasteczka z okarą stąd - bardzo dobre, koledzy na wykładzie potwierdzili ;)
Ciasteczko 3D


Obiad wybitnie resztkowy - buraczki z chrzanem, sałata, okarownica z płatkami drożdż, pasta z awokado, fasolki i groszku (pycha!), nieudane naleśniki w kawałkach ;) Recykling kuchenny pełną gębą, ale takie dania lubię najbardziej!

Bułeczki drożdżowe pełnoziarniste - trochę kiepsko wyrosły, ale były smaczne

Jaglanka na mleku sojowym z dodanym na koniec rozciapanym bananem i karobem; na górze wióry koko i nerkowce

Bombowe śniadanko - kanapeczki z domowego razowca z masłem orze, szpinakiem, pomidorkiem i oregano, tofucznica, surówka

Improwizowany jednogarnkowiec - pęczak, groch i warzywa wszelakie: marchewka, seler naciowy, ziemniaczek, brukselki, pieczary, puree dyniowe.. Na górze tahini, z boczku surówka :)

A tu tofurnik dyniowy, który już kiedyś robiłam, z tego przepisu. Jako że mam dostęp do taniego tofu, a reszta składników akurat była na stanie to popełniłam znowu. Cudo! Polecam :)


A jutro, jak buk da, pojadę do kina na "Życie Pi" - widział ktoś? Hihi, chwalę się wszystkim, że mój kuzyn dubbinguje głównego bohatera, a wygląda na to, że sama trafię na wersję z napisami! ;)
To tyle, może nad następnym postem nie będę się zastanawiała przez miesiąc. Ciao!